Przemyśleć śmierć na nowo

Aktualny listopadowy czas w naturalny sposób kieruje myśli większości ludzi na zjawisko powszechne, uniwersalne i nieuniknione, jakkolwiek najczęściej wypierane ze świadomości za pomocą różnorodnych restrykcji mentalnych.

Nawet pamięć o zmarłych, a co za tym idzie: stawianie sobie śmierci przed oczy, zasadniczo nie wpływa na nasze o niej myśli. A może ich brak? Raczej to drugie.

Z jednej strony w naszej kulturze mamy rozwinięty kult pamięci o zmarłych, codzienne informacje są przepełnione tragediami (bólem, cierpieniem i śmiercią), a sama „rzecz ostateczna” czyha za każdym rogiem. Z drugiej strony: śmierć nas nie dotyczy. Zawsze jest związana z kimś innym, ale nie z nami… no tak, dopóki poważnie (śmiertelnie) nie zachorujemy (może to być również choroba psychiczna). Tę drugą stronę medalu w pewien sposób oddają słowa Epikura, który twierdził, że dopóki my jesteśmy (ja jestem), to śmierci nie ma, a gdy już śmierć jest, to nas (mnie) nie ma. Nie należy się więc nią przejmować. Współczesne studia tanatologiczne zwracają jednak uwagę na inne „zjawisko” w tym kontekście: z perspektywy pierwszoosobowej śmierć, owszem, nie jest naszym udziałem. Jest nim umieranie. Śmierć dotyczy wyłącznie osób trzecich, który śmierć konkretnego „ja” w jakiś sposób dotyka lub dotyczy. Tak więc… w ciągu życia przeżywamy śmierć wielokrotnie, ale zawsze będą to cudzie śmierci, nigdy nasza. Paradoks.

Kult i szacunek zmarłych. To temat, który w niedługim czasie zacznie być coraz bardziej dyskutowany. Zwłaszcza w kontekście pochówków. Dlaczego? Ot choćby dlatego, że znane nam sposoby chowania i „przechowywania” zmarłych są… nieekologiczne. Po pierwsze: zwłoki się marnują (a mogłyby stanowić np. świetny nawóz). Po drugie: przestrzeń się marnuje. Po trzecie: teologiczno-historyczne podstawy względów religijnych oscylujących wokół nienaruszalności integracji ludzkiego ciała po śmierci, w świetle aktualnej wiedzy naukowej, tracą wartość argumentacyjną. Chodzi m.in. o zmartwychwstanie ciał po śmierci, które wcześniej było związane z przekonaniem, że każdy posiada własne tylko sobie komórki materii, a tak naprawdę okazuje się, że w ludziach, którzy żyją dzisiaj, istnieje duże prawdopodobieństwo posiadania komórek, które były w ludziach przed nami (wszystkie komórki ciała człowieka „wymieniają się” co około 7 lat, jeśli pamięć mnie nie zawodzi). Mało tego: te same komórki mogły posiadać zwierzęta, rośliny, rzeczy.

Zagwozdka teologiczna jaka się pojawia jest następująca: kogo Bóg wskrzesi, jeśli x komórek było w ciele y osób w czasie z? Jak to „liczyć”? Teolog konserwatywny odpowie, że to tajemnica wiary, dogmat i trzeba po prostu wierzyć, a i nie da się tego zrozumieć, ale nie wolno nic robić z ciałem po śmierci (spalać, tworzyć nawozu, przetapiać w diamenty, etc.). Teolog bardziej nowoczesny nie będzie miał z tym większych problemów, zwłaszcza teologicznych (bo np. istnieją przesłanki teologiczne mówiące o tym, że „nowe” ciała będą z innego rodzaju materii: będą arystotelesowską materią, inną niż ziemska, która połączy się z formą, czyli duszą konkretnego człowieka, co sprawi, że wyraz zewnętrzny będzie tożsamy z poprzednim, a identyfikacja danej osoby nie będzie sprawiała empirycznych trudności), ale też dotyczących kościelnych (religijnych) praktyk. Innymi słowy: aktualne praktyki pochówku (religia + kultura, a w ich ramach również tradycja) nie będą stanowić nienaruszalnego monolitu, za który trzeba będzie walczyć do ostatniej, nomen omen, kropli krwi.

Dlaczego tak wiele miejsca poświęcamy tu teologii? Dlatego, że w największym stopniu to ona (a wraz z nią praktyki religijne chrześcijaństwa, na którym nadal „stoi” kultura Zachodu) blokuje kreatywne i konstruktywne myślenie o śmierci. Nie tylko w wymiarze indywidualnym, co (przede wszystkim) społecznym. Nie chodzi tu o to, aby śmierć się „opłacała” ekologicznie, społecznie i/lub gatunkowo (jakkolwiek w tym wypadku rozwój cywilizacyjny miesza w prawach natury), ale aby ją, zwłaszcza w wymiarze praktycznym (bo duchowo/religijnie nie trzeba w zasadzie zmieniać myślenia o śmierci) przemyśleć na nowo.

Może w tym być pomocna książka prof. Ewy Domańskiej pt. Nekros. Wprowadzenie do ontologii martwego ciała. Polecam.