Jak zostać youtuberem? Sława i bogactwo

Ostatnio obejrzałem krótki film na jednym z bardziej merytorycznych kanałów na polskiej scenie YouTube o kursie innego youtubera. Kurs ten miał dawać wiedzę o tym jak szybko, prosto i przyjemnie zostać internetową gwiazdą i spać na pieniądzach z reklam i kontraktów. Cena kursu? 1000 (tysiąc) złotych. Recenzja kursu? Darmowa, ale wciąż dochodowa dla twórcy.

Recenzja ma treść, której można się spodziewać: w kursie nie ma niczego interesującego, nie ma nawet dobrze przemyślanych rad, ba! nie został stworzony nawet jako taki scenariusz. Za co płacimy? Za podglądnięcie życia ulubionych i/lub cenionych youtuberów, którzy opowiadają nam o tym, co tam u nich słychać. A, no i że jak chcesz być kimś takim, jak oni, to po prostu musisz zacząć nagrywać.

Podobnych (i dotyczących różnych zagadnień) kursów jest coraz więcej. Jedne bardziej, drugie mniej udane. Na jednych twórcy chcą tylko zarobić, w dodatku najczęściej na swoich najwierniejszych widzach. Drugie stanowią rzetelną dawkę wiedzy. Większości jednak nie ma sensu kupować, nie ma bowiem przepisu „instant” na żaden wielki sukces. Nieważne czy chodzi o klejenie folii na samochodach, czy o zdobywanie świata nastolatków z nowym Teamem X. Poza tym nie tak to działa.

Zanim rzucisz wszystko dla podboju YouTube, zorientuj się jakimi regułami i prawami rządzi się tamtejsza „gra”. A jest ona bezlitosna. Krótko i bez wchodzenia w szczegóły omówmy sobie tylko kilka kwestii:

  1. Algorytmy. Nikt nie zna ich tajemnic, ale potrafią uprzykrzać życie nawet największym twórcom. Czasami ni stąd ni zowąd „wariują” i powodują ogromne przyrosty ruchu. Dobrze jest zorientować się co algorytmy te „lubią”, a co nie jest im w smak.
  2. Psychologia. Warto zapoznać się z tym, co wzbudza największe zainteresowanie „na pierwszy rzut oka”, a więc jak tworzyć przyciągające uwagę miniatury, w jaki sposób wprowadzać do filmu (materiału), jak informować o tym, co będzie można znaleźć w filmie, etc. To akurat nie trudne do znalezienia, przyswojenia i opanowania.
  3. Sieci partnerskie. Praktycznie wszystkie duże kanały na polskim YouTube (dotyczy to głównie tych rozrywkowych) działają w ramach sieci partnerskich, które od twórców pobierają spore prowizje. Początkujący i niezależni twórcy z reguły nie mają szans wybicia się. Przynajmniej nie bez użycia pewnych nieczystych zagrywek (np. kupowanie subskrypcji i wyświetleń; co ciekawe: nawet „wielcy” twórcy polskiego YT kupowali lub nadal kupują sobie np. wyświetlenia).
  4. Znajomości. Youtuberzy często znają się jak stare konie. Romanse, współprace, biznesy, crossovery są w większości przypadków reżyserowane lub dobrze przemyślane (przynajmniej przez jedną ze stron: znane są przypadki wybicia się jednych twórców kosztem innych, np. na zasadzie związku). Wystarczy, że ktoś znany i „ważny” poleci Twój kanał i już jesteś w domu.
  5. Nisza. Trzeba wybrać swoją niszę, aby bez wchodzenia w niepotrzebne kontrakty i znajomości, móc znaleźć wierne i zainteresowane grono odbiorców (to ważne pod kątem późniejszej oglądalności i śrubowania statystyk). Kolejny kanał o samochodach albo gamingowy nie mają szans na zdobycie dużej popularności. No chyba, że ktoś zainwestuje… ale to spore ryzyko. Zwrot poniesionych kosztów (zwłaszcza na sprzęt i promocję) może nigdy nie nadejść. Warto pomyśleć raczej o Patronite. Jeśli to co zaczęliście robić komuś się podoba, zaczyna mieć odbiorców, którzy wchodzą w interakcje: zapewne będą w stanie Was wesprzeć, abyście dostarczali więcej materiałów lepszej jakości. Symbioza.
  6. „Tak nie będzie zawsze”. Zazdrość aż wychodzi uszami, gdy patrzy się ile ktoś może zgarniać z reklam, ile dostaje donejtów na „lajwach”, nie mówiąc już o zyskach z kontaktów reklamowych. Warto zastanowić się jak długo. Wielu popularnych youtuberów otwarcie przyznaje, że zdają sobie sprawę, iż ich 5 minut sławy może być krótkie. A potem zostaną z niczym. Dlatego kreatywnie wykorzystują zarabiane środki: zakładają firmy, robią inwestycje, podejmują współpracę z różnego rodzaju agencjami i firmami. To bardzo, bardzo rozsądne. Kanał może zostać zamknięty lub zawieszony z dnia na dzień, sam YouTube może wymyślić coś takiego, co sprawi, że trzeba będzie pożegnać się z „karierą” na tym portalu. Bardziej prozaiczny powód: wypalenie, zarówno twórcy, jak i jego widzów; nuda, stagnacja. Ale też nadejście nowych sposobów rozrywki, nowych form komunikacji. Na pewno widzieliście tego mema z wypożyczalnią kaset VHS… „tata myślał, że ma ogarnięty biznes do końca życia”.

Słowem: można wydać kupę pieniędzy na dobry sprzęt, można nagrywać i /lub tworzyć naprawdę dobre materiały, ale ponieść porażkę. Nie oznacza to jednak, aby rezygnować z własnego pomysłu. YouTube może być również pasją, która być może z czasem zacznie przynosić jakieś zyski, nie tylko finansowe (sic!). Ważne, aby dobrze sobie wszystko przemyśleć, zaplanować, zorientować się w sytuacji, a przede wszystkim nie „przestrzelić”, mierząc zamiary na dostępne środki. Czasami jednak… udaje się tak po prostu. Bo np. ktoś wrzucił nasz filmik na JoeMonstera, a potem to już poszło… 🙂