Czy otaczają nas sami głupcy?

Im dłużej (a liczę to już w latach, a może nawet i dekadach) przebywam w przestrzeniach społecznościowych sieci internetowej, tym bardziej przekonuję się, że w większości otaczają nas głupcy.

„Uuu, ostro”. „Sam jesteś głupi, skoro tak piszesz”. I tak (sic!) i nie. Poświęćcie chwilę na te wypociny, aby zrozumieć o co mi chodzi.

Ktoś zaraz zauważy, że ci głupcy, to tylko wirtualne awatary. No tak, ale przecież nie boty. Słowa, zdania i (najczęściej krzykliwe) osądy formułują przecież ludzie. Niestety, w większości są to ludzie, którzy nadal bardzo wygodnie czują się za barierą złudnej anonimowości i bezkarności, które ułatwiają poddanie się negatywnym emocjom oraz własnej niewiedzy. Oba te wymiary są ważne.

Po pierwsze: emocje. Tak łatwo napisać coś na kogoś/komuś. Zwłaszcza coś „złego”. „Ale mu dopiekłem”. „A niech ma”. I tak dalej. Hejt i krytykanctwo połączone z wyśmiewaniem to jeden z łatwiejszych sposobów na rozładowywanie psychicznego napięcia, które rodzi wiele negatywnych emocji i stanów (np. zawiść lub postawę „skoro ma lepiej, to pewnie oszust i złodziej”). Łatwy nie znaczy, rzecz jasna, że dobry. Najbardziej szkodliwy dla tego, kto „cierpi” i przenosi swoje „cierpienie” na kogoś innego.

Po drugie: wiedza. Lub inaczej: wykształcenie. Lub bardziej filozoficznie: mądrość (w odróżnieniu od inteligencji). Można być niezwykle bystrym, inteligentnym, ale jednocześnie niezwykle niemądrym. Wtedy to pół biedy. Ale jak brak inteligencji połączy się z brakiem mądrości, otrzymujemy coś w rodzaju memowego toposu nosacza Janusza. Kogoś kto wie zawsze najlepiej i komu najwięcej się należy. Przy okazji ktoś, kim da się bardzo łatwo manipulować (demokracja liberalna lubi to!). Nie od dziś wiadomo, że edukacja w tym kraju ma pewne problemy. Sporo problemów. Kończymy szkoły, zdajemy matury, zdobywamy dyplomy i… i nic. System szkolnictwa jest tak skonstruowany, że nie uczy myślenia, nie uczy wykorzystywania wrodzonych pokładów inteligencji, ale uczy co najwyżej tego, jak rozwiązywać zadania według ustalonego klucza lub jak kombinować, aby bez przyswajania odpowiedniej dawki wiedzy, piąć się po drabinie kolejnych stopni wtajemniczenia. Poza tym studium tego, jak polskie szkolnictwo było (i jest nadal) dekonstruowane, od kilku dekad, jest pouczające. Kto chce, niech wieloaspektowo przeanalizuje niektóre zmiany (np. „nowe” wprowadzenie gimnazjów i późniejsza z nich rezygnacja).

Uważam, że lekarstwem na ten stan jest powrót do głębokiego i przemyślanego wykształcenia humanistycznego od najmłodszych lat szkolnych, wykształcenia, którego podstawą powinna być filozofia. Tak, wiem, są ludzie, którzy i po studiach filozoficznych zachowują się tak i myślą tak, jakby z jednej strony postradali wszystkie rozumy, a z drugiej kupili bilet powrotny Pani Filozofii do krainy-z-której-nie-ma-powrotu (czyt. byle nie w moim umyśle). Innymi słowy: liczy się ideologia, tylko i wyłącznie własne przekonania, a nie rzeczowe argumenty, sensowne przesłanki i ogólnie pojęta kultura myślenia. Taka mentalność, którą trudno określić jednym słowem, święci dziś tryumfy. Orwell był prorokiem. Wróćmy jednak do filozofii i wykształcenia: to właśnie filozofia uczy myślenia, uczy radzenia sobie z głupotą, której jest dookoła coraz więcej, uczy jej rozpoznawania, uczy właściwego na nią reagowania, uczy jej dostrzegania i samego siebie.

Tak. Jestem głupcem. Co jednak wyróżnia tego, który potrafi to o sobie powiedzieć, od tego, kto uważa, że tylko inni są głupcami? Po pierwsze: fakt akceptacji tego, że nie jest się najinteligentniejszym i najmądrzejszym. Zawsze znajdzie się większa ryba. Po drugie: umiejętność analizy głupoty własnej i głupoty innych oraz otwartość na argumenty, jak i umiejętność ich wyszukiwania w… najgłupszych nawet wypowiedziach i stosowne reagowanie na nie (czyli w większości przypadków: przemilczenie, brak widocznej reakcji, ponieważ często najgorszym rozwiązaniem jest dać do zrozumienia głupcowi, że zwrócił naszą uwagę, a w dodatku, że to co napisał jakkolwiek nas poruszyło).

Jak powiedział by Tomasz z Akwinu: głupota jest grzechem. Czy każda? Nie. Ta zawiniona.

Wróćmy jeszcze to otoczenia, do tego kto nas otacza. Komentarze, wątki, nitki, skargi, memy, filmy, „afery”, dramy, hejt, krytykanctwo. Wszystko jest przesiąknięte bezmyślnością. Opryskliwość, wyśmiewanie, chamstwo, krytykanctwo, hejt to codzienność na forach, grupach i kanałach YT. Czegokolwiek by ktoś nie robił, zawsze będzie źle, zawsze znajdą się tacy, który napiszą, że coś jest „beznadziejne”, „złe”, że oni „zrobiliby lepiej”, etc. Zauważyłem, choć nie jestem w stanie poprzeć moich obserwacji żadnymi badaniami, że najczęściej takie komentarze odnośnie czyichś postaw, działań, wyborów (to może być nawet rzecz tak błaha, jak przyklejenie jakiejś naklejki na szybę samochodu) piszą ludzie zatruci resentymentem. Może on mieć różne źródła. Jest jednak chorobą, którą pasożytuje na głupocie (i odwrotnie).

Czy otaczają nas więc sami głupcy? Tak. Wszyscy nimi jesteśmy.

Jednakże głupiec głupcowi nie jest równy. O głupocie pojawia się coraz więcej książek. Istnieje nawet coś takiego jak filozofia głupoty. Można odnaleźć mnóstwo (prawdziwych lub nie) cytatów i złotych myśli poświęconych głupocie i jej namnażaniu się lub nieskończoności (kolejna ciekawa kwestia). Dziś, by nie przedłużać zbytnio, już tylko wniosek odnośnie głupoty:

Lekarstwo? Filozofia.

PS. Platon miał rację. Miał?