Wszyscy jej potrzebują i nikt jej nie chce. Reklama

Reklama jest jednym z najbardziej uciążliwych elementów codziennego funkcjonowania w „wielkim” i „rozwiniętym” świecie (czy aby na pewno tylko tu?). Z jednej strony to „dźwignia handlu”, karta przetargowa, a nawet element kampanii wyborczych (oficjalnych i tych mniej oficjalnych). Każdy jej potrzebuje. Zewsząd atakują nas billboardy, gazetki, migawki, spoty. Telewizor, telefon, komputer, gry, aplikacje, gazety, książki, galerie. Wszędzie reklamy. Mnóstwo agencji, zbijających ogromne zyski. Gdyby można było, to wisiałyby (dosłownie i w przenośni) wszędzie.

Mają swoją skuteczność. Wywierają wpływ. „Uczą” zachowań. Ale… dlaczego od pewnego czasu w niektórych miejscach tworzą się przestrzenie wolne od reklam, a czasami nawet są rewitalizowane całe ulice lub osiedla? Bo jest ich za dużo. Bo są agresywne. Bo męczą psychikę. Bo czasami nawet nieświadomie powtarzamy i wcielamy w życie zawarte w nich hasełka, nad którymi marketingowcy gdybali na licznych „reunionach”.

Jak to bywa i nad tym zagadnieniem pochylili się filozofowie (pozwolę sobie tak szeroko określić tych wszystkich, którzy poświęcili swoje badania reklamie: jej źródłom, zaletom i wadom, konsekwencjom, formom, istocie, itp.). Książek o reklamie nie brakuje. Mam na myśli analizy samego zjawiska, a nie poradników typu „jak zrobić dobrą reklamę”, bo to już bardziej zakres merytoryczny marketingu, niż namysłu nad rzeczywistością. Można w nich znaleźć sporo wartościowych informacji i spostrzeżeń. Nie wpływają jednak one bezpośrednio, nawet jeśli przeczytamy takie książki, na nas. Na to, jak my traktujemy reklamy.

A to jest tu najważniejsze. Tzn. co? To czy zdajemy sobie sprawę czym reklama jest, jaką pełni rolę, na jakich opiera się psychologicznych fundamentach, co za nią się kryje (np. najczęściej nie interes odbiorcy przekazu, ale jego nadawcy, wbrew temu jaki wydźwięk posiadają reklamy). Równie ważne jest to jak podchodzimy do reklamy. Czy potrafimy poddawać je spostrzeżeniowym restrykcjom, czy jesteśmy świadomi jaki wpływ mają na nasze codziennie i/lub długotrwałe decyzje.

Czemu służy ten post? Jak zwykle w przypadku filozofii: lepszemu rozumieniu tego, co nas otacza i nas samych; uświadamianiu, że przyzwyczajenia, rutyna i codzienne oczywistości, są tak naprawdę skomplikowanymi wycinkami naszego (osobistego i wspólnego) świata. Wycinkami, które na pierwszy rzut oka wydają się banalne, ale tak naprawdę, w swej istocie, są niezwykle ciekawe.

A jakiś morał? Banalny: nie pozwólmy reklamom rządzić w pełni tym, co myślimy i robimy.

Foto: klatka z filmu The Zero Theorem z 2013 roku.